Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 7 października 2016

#130- Czym studia w Anglii różnią się od studiów w Polsce?

piątek, 7 października 2016
Witajcie. Dzisiaj, jak zresztą widzicie po tytule, przychodzę z postem porównującym studia w Wielkiej Brytanii, a studiami w Polsce. Może i na pozór wydają się tym samym, ale jednak zauważam naprawdę sporo znaczących różnic. Także zapraszam do czytania.


Po pierwsze, jak może duża część z Was wie, studia w Wielkiej Brytanii są płatne. Full-time kosztuje 9000 funtów na rok i prawdę powiedziawszy mało kogo stać żeby sobie na to pozwolić, więc jedyną opcją pozostaje kredyt studencki, tzw. Student Loan, który dostajemy od państwa na 4 lata studiowania i spłacamy, gdy nasze zarobki roczne przekraczają 21 000 funtów. W Polsce z tego co mi wiadomo można dostać również jakiś kredyt studencki, ale nie są to duże pieniądze i nie wiem czy przypadkiem nie płaci się do niego odsetek (jeżeli nie to mnie poprawcie). Do tego za same studiowanie, w zależności od zarobków rodziców, dostajemy jeszcze Student Loans i Student Grants na życie. I jeżeli jest się w mojej sytuacji, czyli na niskim zarobku to dostaje się tych pieniędzy więcej i można spokojnie opłacić rachunki, żyć na w miarę dobrym poziomie i jeszcze balować parę razy w tygodniu. Żyć, nie umierać jednym słowem.

Po drugie jest tu znacznie mniej studentów niż w Polsce. Głównie za sprawą tego, że trzeba płacić to czesne i się zadłużać. I rzadko się zdarza, że ktoś zmienia kierunek po roku. Student Loan można dostać tylko na 4 lata, więc nie można się bawić w próbowanie, tylko od razu znaleźć coś w czym się odnajdziemy.


Śmieszną sprawą jest cena zakwaterowania. O dziwo, akademiki są zawsze droższe niż wynajęcie normalnego mieszkania. Poniżej 100 funtów tygodniowo raczej nie schodzi, chyba że daleko od kampusu, lub w bardzo złych warunkach.

Wydaje mi się, że studenci w UK są jacyś mniej zorganizowani, dziecinni, szaleni i jak  zaczynają pierwszy rok to wstępuje w nich diabeł wcielony. Studia zawsze zaczyna się tygodniem zwanym Fresher’s, czyli imprezy dzień w dzień, a właściwie noc w noc bez przerwy. To ile pieniędzy leci na bilety do klubów, taksówki, jedzenie po „melanżu”, a już w szczególności na hektolitry alkoholu, jest trochę nie do pojęcia. Na okres studiowania jednak porzuca się typowe, kulturalne posiadówki w małym gronie, a stawia jednak na kluby. 

Jakoś samo studiowanie wydaje mi się mieć tutaj inny klimat. Większość bierze sobie za priorytet jednak zaliczania jak największej ilości imprez, w szczególności na pierwszym roku, kiedy oceny końcowe nie liczą się do niczego. Wystarczy zdać, więc nikt się tym nie przejmuje. 


Wypisałam to co pierwsze przyszło mi na myśl. Mam nadzieję, że co nie co się z tego posta, bez ładu i składu, jednak dowiedzieliście. 

Pozdrawiam, Weronika. 

piątek, 24 czerwca 2016

#112- Czego nauczył mnie pierwszy rok studiów...

piątek, 24 czerwca 2016
Witajcie. Jak zapowiedziałam w poprzednim poście poopowiadam Wam czego nauczył i jak zmienił mnie pierwszy rok studiów, a zmienił mój punkt patrzenia na świat w bardzo wielu aspektach życia. I w tych sferach większych, jak i tych mniejszych. W skrócie mówiąc był to na pewno rok przełomowy w moim życiu, jak i również najlepszy rok, który będę pamiętać już zawsze. Na pewno nie żałuję żadnej powziętej w tym czasie decyzji, bo ukształtowały to jakim człowiekiem jestem teraz.

1. Po pierwsze i na pewno najbanalniejsze to sprawa większej organizacji, opieki nad samym sobą, rozplanowywanie pieniędzy. Po prostu życie samemu, bez ciągłej opieki mamy. Po prawdzie mieszkając z mamą i tak miałam sporo domowych obowiązków i sama dbałam o siebie, ale jednak mieszkając samemu czuje się, że jest się za siebie odpowiedzialnym. Na pewno zmieniłam się jeżeli chodzi o zarządzanie czasem. Już nie marnowałam dni tak często jak kiedyś, bo zajęcia i prace pozalekcyjne zajmowały sporo czasu, a ze znajomymi też by się chciało posiedzieć i wyszaleć, bo kiedy, kiedy nie na pierwszym roku. Wreszcie czuję się dorosła, bo zmiana cyferki z 17 na 18 wcale tego nie sprawiła.

2. Po drugie nauczyłam się żyć z dużą ilością ludzi pod jednym dachem. W moim akademickim mieszkaniu było nas 6, na piętrze 12, a w całej klatce grubo ponad 50. Weź tu się ze wszystkimi dogadaj, nie sprawiaj konfliktów, bądź wyrozumiały. To nie taka prosta sprawa jakby się mogło wydawać.

3. Mieszkanie w brytyjskim akademiku na pewno również pomada w poznaniu i akceptacji ludzi różnych kultur, wyznań i przekonań. Ja nigdy nie miałam z tym problemu, ale jest to na pewno ciekawe doświadczenie i otwiera oczy na wiele nowych rzeczy.

4. Nauczyłam się szybko zawierać nowe znajomości, być bardzo otwartym człowiekiem i takim z którym łatwo rozmawiać na każdy temat. Tak to byłam raczej zamknięta w sobie, a teraz mam bardzo dużo nowych znajomych, którzy każdego dnia uczą mnie jak się doskonalić w stosunkach międzyludzkich.

5. Doszłam również do wniosku, że przyjaciół poznaje się w biedzie i że nie ważne ile lat się z kimś 'przyjaźnisz', ile czasu się znacie, jeżeli odtrącają Cię kiedy ich najbardziej potrzebujesz. To że poznałam moich obecnych przyjaciół tylko we wrześniu, nie znaczy, że nie przeżyliśmy razem wystarczającej liczby wspomnień, by nie móc nazwać ich przyjaciółmi. Wiem, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji i że nigdy mnie nie zawiodą, a chyba o to w przyjaźni chodzi.

6. Choć czas pokazał mi również, że nie wszystkim warto ufać i że czasami pierwsze wrażenie o drugim człowieku może być bardzo mylne. Nie można być tak łatwowiernym, a ja niestety nie potrafię zabić w sobie tej cechy.

7. Dzięki moim nowym znajomym uwierzyłam w siebie. Nie przejmuję się opinią innych, robię to co uważam za słuszne, poznałam swoją wartość i niby czasami miewam gorsze dni, ale wiem że nie jestem wcale aż tak okropnym człowiekiem jak myślałam do tej pory.

8. Po części dowiedziałam się również wiele o kontaktach damsko-męskich i chociaż nadal kuleję w tych relacjach to i tak jest lepiej niż było.

9. Wydoroślałam. Choć i tak robię wiele głupich rzeczy, jak to każdy student, ale jestem na pewno bardziej odpowiedzialna, jak już wspominałam.

10. Nauczyłam się być sobą, bronić swojego zdania, być dumnym z tego kim jestem i jakie podejmuję decyzje. W kilku słowach stałam się znacznie lepszą wersją siebie, ale nadal daleka droga przede mną w samorealizacji.

Studia są na pewno najlepszym okresem w życiu i wszystkim Wam polecam wyrwać się z rodzinnego domu. Nie wspominałam już od strony edukacji, bo nauczyłam się wielu nowych rzeczy i polubiłam jeszcze bardziej drogę, którą obrałam. Szkoda, że na medycynę się nie udało, ale biomedical science (analityka medyczna) jest bardzo otwartym i równie bogatym kierunkiem.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Jeżeli Wy również jesteście po studiach to napiszcie swoje spostrzeżenia. Chętnie poczytam.

Pozdrawiam, Weronika. 
|Polne-Maki| Trochę mody, trochę kultury, książki, filmu, różnych zagadnień (W.) © 2014