Dlaczego ludzie w obecnych czasach zaharowują się na śmierć? Wykorzystują nadgodziny, omijają przerwy tylko, by mieć jak najwięcej godzin przepracowanych. Liczy się to z większą wypłatę i z większym saldem na koncie w banku. Ale co z tego jeżeli ma to zmieniać nasze stosunki z rodziną i przyjaciółmi?
Nie jestem jeszcze odpowiedzialna za siebie. Nie mam skończonych tych 18 lat uznawanych za dorosłość. Mieszkam z mamą i to ona za wszystko płaci. Może dlatego pogoń za pieniądzem wydaje mi się czasami bezsensowna. Nie mówię tu oczywiście o normalnych pracownikach, którzy chcę po prostu zarobić jak najwięcej, by zapewnić byt rodzinie, ale o tych tzw. "pracoholikach" dla których liczy się tylko płaca z wykonanej pracy. Wiele z takich ludzi ma swoje rodziny, którymi nie zajmuje się w sposób dosłowny. Jedyna co im gwarantuje to opłacanie wydatków.
Życie na lepszym poziomie? No tak. Fajnie jest mieć wielki dom, samochody, nowe gadżety. Bądź co bądź, to nigdy nie zastąpi prawdziwej rodzinnej miłości. Miałam kolegę w podstawówce, który był strasznie bogaty. Ojciec prawnik wysokiej klasy, mama miała swoją firmę. Z jednej strony chłopak wydawał się szczęśliwy, ale pewnego razu, gdy wredna nauczycielka spytała czy rodzice nie zwracają mu uwagi, gdy nie odrabia prac domowych, on się tylko rozpłakał. Wykrzyknął, że się z nimi nie widuje, bo nie mają czasu i wybiegł z klasy. Płakał pewnie długo. Wprawdzie miał wtedy z jakieś 11 lat i może obecnie już mu to nie przeszkadza, ale wtedy nie rozumiał, że rodziców nie ma, bo pracują by on miał tyle fajnych zabawek.
Dużo rodziców myśli sobie, że kupi swoje dzieci. Nie ma ich w domu, ale rekompensują to nowym gadżetem. Najpierw to cieszy, ale to tylko chwilowa fascynacją nową rzeczą. W końcu nawet małe dzieci wolą towarzystwo swojej mamy, niż samotna zabawę jakąś tam lalką.
Z jednej strony, pieniądz ważna rzecz, ale z drugiej stwarzająca tylko problemy. Dla jednych jest wszystkim, a dla innych niczym. Jeszcze innym może uratować życie, ale też nie w każdym przypadku. Czy ta walka o dobrobyt jest konieczna? Da się przeżyć bez niej? Piszcie.
Pozdrawiam, Kutnianka.
Całkowicie się z tobą zgadzam:P
OdpowiedzUsuńlapkawgore.blogspot.com
Masz rację. :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się z tobą :)
OdpowiedzUsuńtake-moments.blogspot.com
Czasem wydaje mi się, że ludzie biedni są o wiele bardziej szczęśliwi od tych bogatych. Ich rodziny są bardziej zżyte.
OdpowiedzUsuńU mnie w klasie bardzo wyraźnie widać podział na tych bogatych i nieco mniej. To smutne, że Ci bogaci uważają się za lepszych, bo przecież to nie ich zasługa, że ich rodzice mają dużo pieniędzy.
U mnie to jest tak, że tata pracuje, a mama tylko na sezon w ogrodniczej firmie. Pieniędzy często brakuje, nie mogę pozwolić sobie na drogie gadżety i nie wiadomo jakie zachcianki. Trochę zazdroszczę innym, bo chciałabym mieć chociaż trochę więcej pieniędzy, dostawać kieszonkowe, którego teraz nie mam. Na zakupy chodzę rzadko, najczęściej po wypłacie. Ale nie narzekam na sytuację w domu. Z mamą rozmawiam kiedy chcę, może nie dogaduję się z nią idealnie, ale zawsze coś. Ale się rozpisałam.. :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem cięzko wypowiadać się na temat obiektywnie będąc na czyimś utrzymaniu, bo własciwie dopiero wyprowadzając się na swoje człowiek zdaje sobie sprawę ile co kosztuje.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą;)
OdpowiedzUsuńBardzo mądra notka. Uważam dokładnie tak samo i cieszę się, że nie jestem sama na świecie z moją opinią.
OdpowiedzUsuńWarto tylko rozróżnić pogoń za pieniędzmi jako pracoholizm i jako obowiązek utrzymania rodziny. Różnie w życiu bywa.
Dziękuję za podlinkowanie : )
Zgadzam się z Tobą. A najbardziej ujął mnie fragment z dziećmi z Afryki. Chciałabym mieć dużo, dużo pieniędzy i móc pomóc tym dzieciom,rodziną,starszym.
OdpowiedzUsuńdonnerlemeilleurdenous.blogspot.com
Fajnie prowadzisz notki ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga:
clara-claara.blogspot.com